Najnowsze komentarze
Nie spodziewałam się aż takiej dys...
wspolczujacy do: BEZ ZWIĄZKU
Cardamine, wyrazy wspolczucia. ...
@ Cardamine, no raczej nie polecę,...
ps. Wiewór weź Ty się od niej odch...
Moto jest najlepsze na takie momen...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

20.11.2011 10:07

WSPOMNIENIE

rok 2009
Wybrałam się któregoś lata na samotny wypad w Polskę. Chciałam dobrze zacząć, więc w piątek zaplanowałam sobie dojechać na znany zlot w Łagowie Lubuskim. Wcześniej zerwałam się z pracy, ale i tak dojechałam dopiero na 15-tą. Trafiłam na kończącą się już paradę. Z uśmiechem na twarzy pojechałam szukać organizatorów imprezy. Patrzę, jest parking motocyklowy, jest namiot z organizatorami, więc parkuję i idę. Byłam przygotowana na to, że będzie drogo, ale dla zasady pytam, za ile wjazd. 80 zł. Dobrze, super, a co jest w cenie, pytam. Na to pan ze znudzoną miną odpowiada: były znaczki zlotowe, ale już nie ma. A koszulki? Nie ma. A talony na piwo i jedzenie? Nie ma. A co jest, pytam coraz bardziej zdziwiona. Na to pan, że wstęp na płatną scenę koncertową i miejsce na polu namiotowym,jak sobie jeszcze gdzieś znajdę. Oh,żesz.... pomyślałam i odchodząc powiedziałam, że się muszę jeszcze zastanowić. Poszłam do sklepu, kupiłam bułki, jakąś konserwę, czteropak piwa i poszłam na widownię innej, niewielkiej, ogólnodostępnej sceny. Usiadłam na samej górze i zabrałam się do jedzenia. (za pomocą mojego ulubionego scyzoryka - dobry na każdą okazję ) W międzyczasie zaczął się koncert. Grali super!!! Blues jaki lubię, taki z biglem, potem jeszcze ze trzy kapele. Jacyś kolesie się napatoczyli, zaciągnęli mnie na dół na tańce.... oj, się działo No, ale koncerty się skończyły, piwo się skończyło, było już gdzieś koło 2-giej, więc zaczęłam myśleć, jak by się tu przespać i gdzie.
Poszłam na parking, gdzie stała moja objuczona stara Honda CB500. Doszłam do wniosku, że potrzebuję tylko śpiwór i torbę z najważniejszymi rzeczami. Nie, nie grzebień i krem, dokumenty i pieniądze Najpierw chciałam się zdrzemnąć na tej widowni przy scenie, ale okazało się, że właśnie tam centralnie pada światło z latarni i ochroniarze się kręcą. Poszłam więc do parku. Jedna ławka - zajęta, druga ławka - pod latarnią, zapaloną, na trzeciej gziła się jakaś parka... I tak oto doszłam do żelaznej bramy zamkniętej na kłódkę. Za ową bramą jak się okazało, znajdował się Łagowski Park Krajobrazowy. Po bliższym obadaniu terenu okazało się, że obok zamkniętej bramy jest mała, otwarta furtka. Weszłam więc do parku z torbą i śpiworem w ręku. Jak jest park, to pewnie są i ławki, pomyślałam. Uszłam może 20 kroków i znalazłam się w egipskich ciemnościach. Nie powiem, trochę mnie strach obleciał. Bo skoro ja tu jestem, to może są i inni. I może niekoniecznie nie będą mi przeszkadzać w zasłużonym wypoczynku. Nie wiedziałam przez chwilę co mam robić. Wreszcie doszłam do wniosku, że zostanę w tym parku, ale położę się normalnie w śpiworze na trawce, blisko siatki ogrodzeniowej, gdzie dochodzi nikłe światło latarni. Tak jak stałam, zapakowałam się po uszy w śpiwór, torbę położyłam pod głowę i byłam gotowa na sen. Niestety ta nietypowa sytuacja spowodowała u mnie odruch nieustannego nasłuchiwania. No i usłyszałam. Jak coś szeleści. Zamarłam. Otworzyłam oczy. Za siatką nie było nikogo, a bałam się odwrócić w drugą stronę, bo moja pobudzona wyobraźnia już mi zdążyła podsunąć najbardziej przerażające scenariusze. Nie wiem jak długo toczyłam walkę ze strachem przed wężami, wściekłymi psami czy zboczeńcami. W końcu przekręciłam się w śpiworze i metr ode mnie zobaczyłam jeża. Małego, słodkiego jeżyka, który całkowicie ignorował moją obecność i po krótkim postoju poszedł w swoją stronę. Najpierw wymamrotałam kilka soczystych przekleństw, a potem zasnęłam z uśmiechem na twarzy. Budziłam się jeszcze kilka razy, ale tkwiąc w półśnie nie czułam już zagrożenia. Nad ranem wiem, że ktoś wchodził do parku i chyba mi zrobił zdjęcie, tak to słuchowo odebrałam. Do wygrzebania się z legowiska zmusiła mnie potrzeba fizjologiczna. Oddając się tej radosnej czynności zobaczyłam jeden z najpiękniejszych wschodów jakie widziałam w życiu. Nad zamglonym jeziorem, wokoło świeża zieleń parku...wspaniale...

Troszkę wymięta zebrałam manele i poszłam poszukać miejsca, gdzie mogłabym się napić kawy, jednak wszystkie stoiska były zamknięte. Poprosiłam więc miłego, starszego pana o użyczenie trochę wrzątku (zrelaksowany sączył z kubka gorący płyn, siedząc na turystycznym krzesełku). Zawsze mam przy sobie kubek termiczny i kilka kaw 3w1. Na wszelki wypadek. Wypiłam, przemyłam twarz zimną wodą z ogólnodostępnego kranu i... pojechałam dalej. W stronę uroczych jezior powidzkich, gdzie spędziłam kilka wspaniałych dni. Do Łagowa już więcej nie wrócłam. Jak na razie :)

Komentarze : 2
2011-11-20 22:31:47 Piter84

fajna akcja spać w parku bardziej by mi pasowało gdyby było napisane że na odludziu pod motocyklem jak Ghostrider albo Renegat :D

2011-11-20 10:28:54 morham

Fajny wpis. Inny od przeważnie dostępnych tutaj. Pisz więcej...

P.S. U nas lepiej by było zamiast mil - kilometrów ale rozumiem, że tytuł nie chciałby się rymować...

  • Dodaj komentarz